- W porządku - nie wiedziałam, czy mogę się uśmiechnąć, czy też nie, ale zdecydowałam, że jednak tak - Również jestem przyzwyczajona. Nigdy nie miałam przyjaciela... - westchnęłam cicho, zamykając oczy. Szybko otarłam łzy, nie chciałam, by Nathan widział, że płacze. Najwidoczniej jednak nie uszło to jego uwadze.
- Nie płacz - pocieszył mnie, ocierając spływającą po policzku kropelkę, na co znów obdarzyłam go słabym uśmiechem - Na pewno będziesz miała jeszcze masę przyjaciół.
- Łatwo mówić - westchnęłam - Ciebie mnóstwo osób lubi. I z tobą rozmawia. I z tobą żartuje. I w ogóle masz powodzenie. Tak mi się przynajmniej wydaje. - otworzyłam oczy, przecierając je chusteczką. Obecność Nathana nieco mi pomagała.
- Każdy ma przyjaciół i każdy ma wrogów - zauważył.
- Ale ja nie mam nikogo! - lamentowałam - Nie mam rodziny, znajomych, nikogo bliskiego. Wszyscy unikają mnie jak ognia, bo niby jestem chora.
- Chora? - zapytał ostrożnie, jakby był to temat tabu.
Pokiwałam lekko głową, przełykając ślinę.
- Każdy utrzymuje, że mam schizofrenię. Że niby Donuts jest wymyślony, te potwory, które widuję także... I... I w ogóle nie wiem już, co o tym myśleć. To wszystko jest takie realne, więc jak dla mnie jakaś terapia nie miała sensu. Jestem pokrzywdzona przez los, czuję się jak jakiś podczłowiek. Nie słyszę na jedno ucho, nie mam rodziców, mam mnóstwo uczuleń i niby jeszcze choroby psychiczne. No nie wytrzymam! - i wybuchłam głośnym płaczem.
Nathan? :3
Brak komentarzy
Prześlij komentarz