-Mi na pewno też by się spodobało, gdybym o tym śniła.-wymruczałam, rozgrzana pocałunkiem.
-A więc, o czym Ty śniłaś?-spytał z uśmiechem, a ja odwrotnie - posmutniałam.
-Wolałabym o tym nie opowiadać.-powiedziałam i spuściłam wzrok.
-Dlaczego? Było aż tak pikantnie, czy aż tak źle, że nie chce Ci to przejść przez gardło?
-Chodzi o to, że wcale o Tobie nie śniłam...-Szepnęłam.-Śnili mi się rodzice.
-Och, Lex... Ale to chyba nie takie złe..?
-Oni nie żyją. Mama zmarła przy moim porodzie, a tata umarł dwa lata temu.-wyjaśniłam.
-Przepraszam, Lex... Nie widziałem...-Saymon objął mnie i pocałował w czubek głowy.
-Spoko.-uśmiechnęłam się blado.-Nikomu o tym nie mówię, więc skąd miałeś wiedzieć...
-Pamietaj, że jeśli chcesz, mi możesz mówić o wszystkim.-wyszeptał w moje włosy. Siedzieliśmy chwilę przytuleni, ale w końcu ja przerwałam ciszę.
-Wiesz, nie chce mi się tu dzisiaj siedzieć...-powiedziałam.
-To znaczy..?
-Co powiesz na wypad do miasta?
***
Wysiedliśmy w centrum miasta. Zapłaciłam taksówkarzowi, dałam mu napiwek i razem z Saymonem ruszyliśmy środkiem chodnika.
-To gdzie idziemy?-spytał.
-No nie wiem... Może na zakupy, potem coś zjeść...
-Na zakupy?-Saymon stanął w miejscu i załamał ręce.-Błagam, kobieto, będziesz mnie po sklepach ciągać? Zmułuj się...
-Obiecuję, że będę litościwa. A teraz przestań narzekać, bo mnie uszy bolą...-pociągnęłam go za ręke.
-Pod jednym warunkiem. Obiecaj mi coś.-na jego twarzy pojawił chytry uśmieszek.
-No, jakim?
-Zatańczysz dla mnie.-wyszczerzył się, a ja zmarszczyłam brwi. Po chwili jednak uśmiechnęłam się szeroko, o mój wzrok padł na stojący na zakręcie chodnika drogowskaz.
-Wiesz, to da się całkiem szybko załatwić.-odparłam i podeszłam do znaku. Sprawdziłam jego stabilność, wytarłam ręce w spodnie (że też nie miała talku...), zdjęłam kurtkę, którą położyłam na chodniku, włączyłam nadającą się muzykę (a niewiele takiej mam na telefonie, hehe) i zaczęłam tańczyć. Wiele się na tym znaku zrobić nie dało, ale zawsze coś.
Po króciutkiej chwili wokół mnie zebrał się spory tłumek ludzi. Niektórzy zaczęli nawet rzucać monety i banknoty na moją kurtkę. Widziałam też, że pare osób robiło zdjęcia i filmy. Kiedy skończyłam, wszyscy zaczeli klaskać, jednak najgłośniejszy był Saymon. Ukłoniłam się z szerokim uśmiechem, zebrałam pieniądze, założyłam kurtkę i podeszłam do Saymona.
-Jak Ci się podobało?-spytałam, starając się wyrównać oddech.
-To było genialne...-stwierdził, a oczy mu błyszczały. Nachylił się do mnie.-Mam nadzieję, że załapię się kiedyś na prywatny pokaz.-wyszeptał mi do ucha, a ja uśmiechnęłam się szeroko.
-Oczywiście-odszepnęłam.-Ale teraz chodźmy.
Saymon? ;3
Brak komentarzy
Prześlij komentarz